Czytelnicy terminologicznych wpisów w moim blogu zapewne zauważyli, że nie zawierają one zwykle wskazań ex cathedra i reguł poprawnościowych, a raczej obrazują sposób dokonywania wyborów leksykalnych i argumentację za nimi stojącą. Czasem, o zgrozo!, autor nie podaje jednego przekładu na dany termin. Wręcz przeciwnie, może się wydawać, że nieraz kluczy w gąszczu słów.
Dziś chciałbym wyjaśnić moją tłumaczeniową intuicję, którą nazwałbym dążeniem do tłumaczenia dynamicznego. Z tej intuicji wyłania się praktyka, iż wcale nie zawsze trzeba przekładać w modelu „za każdym razem to samo słowo za dane słowo”, i że wobec tak znacznych różnic w systemach i tradycjach prawnych należy dostosowywać tłumaczenie do okoliczności.
Odniosę te rozważania do konkretnego przykładu. Weźmy termin „wymagalny”, o którym pisałem niedawno (wpis pt. „Przygody w wymagalnością” z 20 maja br.). Powiedzmy, że mamy „wymagalne zobowiązanie”. Wiemy już, że w języku prawa znaczy to z grubsza tyle, co „ zobowiązanie mogące być przedmiotem sądowego przymusu w celu wyegzekwowania”. Wiemy też, że co prawda istnieje w angielskim odpowiedni termin (exigible), ale jest on bliżej nieznany i pochodzi z tradycji, owszem, rodzimej, lecz ograniczonej do nielicznych w świecie anglosaskim obszarów prawa cywilnego (np. Quebec, Luizjana). Natomiast angielski z common law w takich wypadkach nie skupia się na możności wymagania wykonania tego zobowiązania, tylko na jego aspekcie czasowym (mature) lub na kwestii tego, czy świadczenie się już należy (due).
Moim zdaniem, tłumaczenie naszego polskiego terminu może być różne, w zależności od charakteru tekstu. Przykładowo, jeśli tłumaczymy polski komentarz do Kodeksu cywilnego, gdzie autor – przedstawiciel polskiej doktryny prawa – teoretyzuje na temat wymagalności, użycie słowa exigible jest precyzyjne i na miejscu. Ale już gdy tłumaczymy newsletter polskiej kancelarii prawniczej, to samo słowo byłoby mało zrozumiałe czy wręcz rażące, bo przecież jest to tekst marketingowy skierowany do szerszego kręgu odbiorców. Więcej na temat stosowania terminów angielskich z cywilistycznej tradycji prawa piszę w artykule „Kodeks cywilny stanu Luizjana, czyli korzystanie ze źródeł”, opublikowanym niedawno (maj 2020 r.) w tym blogu.
Podobnie uważam, że charakter tekstu uzasadnia nawet to, że można nie trzymać się jego litery, gdyż co w jednym języku jest naturalne, w drugim już być nie musi. Przykładowo, polski język prawniczy jest bezosobowy, nawet w przypadku tekstów marketingowych. Opisując zakres usług, kancelaria prawna czy podatkowa będzie tworzyć listy ze sformułowań typu „wsparcie w zakresie obsługi sporów sądowych”, „opiniowanie planowanych rozwiązań”, „przygotowywanie dokumentów korporacyjnych”, „przygotowywanie skarg kasacyjnych”. Natomiast struktura języka angielskiego skłania jego użytkowników do stosowania zdań osobowych, zatem zupełnie normalne będą sformułowania typu we support our clients in …., czy we can assist you in …, oraz do tego, by nie pomijać dopełnień, czyli w miejsce „reprezentacja w postępowaniach sądowych” mielibyśmy representing clients in litigation.
Pomijam przy tym fakt, że niekiedy już sama poprawność przekładu wymaga stosowania różnych terminów przy tłumaczeniu danego słowa, w zależności od kontekstu. Pozostając przy „wymagalnym”: inaczej tłumaczy się to słowo dla potrzeb prawa cywilnego (due, exigible), a inaczej dla potrzeb prawa podatkowego (chargeable).
W duchu, o którym tu piszę, rozumiem też dyrektywę tłumaczeniową, którą w odniesieniu do tłumaczenia literatury wyjaśnia Stanisław Barańczak w książce pt. „Ocalone w tłumaczeniu”. Nazywa ją „dominantą semantyczną”, pisząc o niej tak (podkreślenia moje):
„Proponowałbym posłużenie się … kategorią dominanty semantycznej (…). Aby to pojęcie właściwie zrozumieć, trzeba najpierw odrzucić … podział na “treść” i “formę”. Zastąpić go powinno ogólne pojęcie znaczenia rozumianego jako pełnia semantycznego potencjału, zawierająca się zarówno w bezpośrednio dostępnych lekturze słowach i zdaniach, jak i w … organizacji wypowiedzi.” (str. 36)
„… [N]asz przekład powinna … obowiązywać … elementarna wierność jeszcze jednego rodzaju …. : wierność …. stylowi epoki. Przy tłumaczeniu na język polski wiersza z czasów przedoświeceniowych wiele rzeczy można zmienić, ale rym … może być tylko dokładnym rymem żeńskim. (…) Wniosek jest jeden: skoro w tym wypadku nakazy ‘formy’ są nieustępliwe, ustąpić musi ‘treść’.” (str. 19)
Czyli, przechodząc do naszego podwórka, jeśli tłumaczymy tekst marketingowy polskiej kancelarii prawniczej, starajmy się uzyskać choć w przybliżeniu tekst marketingowy kancelarii angielskiej czy amerykańskiej. Jeśli zaś tłumaczymy wyrok sądu polskiego, starajmy się choćby na „okrasę” dodać elementy upodobniające go językowo do wyroku sądu common law.
Na koniec, wracając do Barańczaka, jego książkę o tłumaczeniu poezji wszystkim bardzo gorąco polecam.