O trudnościach w przekładaniu prawniczej polszczyzny na prawniczą angielszczyznę wiadomo już od dawna. Ktokolwiek się z tym mierzy, nawet jeśli nie jest zawodowym tłumaczem, ma z tym problem niemal fundamentalny. Dziś przytoczę tylko pewien fragment tekstu polskiego, który miałem okazję tłumaczyć, a to po to, aby pokazać jedną z różnic między językowym rejestrem prawniczym w obu językach.
Chodzi mi o, wspomnianą już w tym blogu, różnicę w językowym sposobie ujmowania działań i czynności. Jak wiadomo, prawnicza polszczyzna lubuje się w konstrukcjach bezosobowych, a przede wszystkim odczasownikowych, np. rzeczownikach odczasownikowych i imiesłowach. Dzieje się to oczywiście kosztem czasowników w swoich podstawowych formach, choćby osobowych.
Oto przykład, o którym wspomniałem:
„Wykonawca zobowiązuje się do … umożliwienia Zamawiającemu przeprowadzenia audytu mającego na celu sprawdzenie poziomu bezpieczeństwa informacji, stosowanych środków technicznych i organizacyjnych, zapewnienia zobowiązania do zachowania poufności osób będących pracownikami lub współpracownikami podmiotów wskazanych w preambule.”
Naliczyłem tu jeden czasownik w formie osobowej oraz dziesięć (!) form czasownikowych w postaci imiesłowów i rzeczowników odczasownikowych (gerundium): umożliwienia, przeprowadzenia, mającego, sprawdzenie, stosowanych, zapewnienia, zobowiązania, zachowania, będących, wskazanych.
Nie będę tu już wspomniał o semantycznej łączliwości poszczególnych członów tego długaśnego zdania, czyli co z czym tu się łączy na płaszczyźnie znaczeniowej. Do tej kwestii, stanowiącej istotny problem stylistyczno-składniowy w prawniczej polszczyźnie i jednocześnie spory problem translatologiczny, wrócę może kiedyś przy innej okazji.
Zestawmy to z takim oto przykładem starej, dobrej brytyjskiej angielszczyzny z umowy spółki/statutu (articles of association):
Subject to the provisions of the Acts, any shares may be issued on terms that they are, or are liable at the option of the Company or the Holder, to be redeemed on such terms and in such manner as may be provided by these Articles, and the Company may convert any of its shares into redeemable shares.
Osobowych form czasownika mamy tu pięć: may be, are, are liable, may be, may convert. Gerundiów brak, imiesłowy są trzy (issued, redeemed, provided). Są nawet zdania z podmiotem i orzeczeniem: shares may be issued, they are to be redeemed, Company may convert.
To pokazuje skalę trudności w tłumaczeniu i jest jedną z przyczyn, dla której tłumaczenia miedzy tymi językami wypadają często dość nienaturalnie i są stylistycznie koślawe, nawet jeśli wszystko da się zrozumieć.
Oczywiście angielszczyzna prawnicza ewoluuje. Nie można powiedzieć, by powyższy fragment był dla niej całkowicie reprezentatywny. Przecież są tam, jak i w polszczyźnie, tendencje do bezosobowości. Prawniczy angielski nie jest wolny choćby od tego, z czego już w tym blogu żartowałem, czyli pisania o „istnieniu braku”. Polskie „brak jest czegoś” spotyka się tu z angielskim there is a lack of, na przykład w tym zdaniu: There is a lack of consistency across courts (co można by przetłumaczyć przez „Brak jednolitego orzecznictwa”).
Ale ta ewolucja nie znosi fundamentalnej różnicy, o której tu mowa, i z którą tłumacz musi sobie poradzić. Życzę wszystim, żeby radzili sobie z nią jak najlepiej.